Przez ostatnie dni nie miałem czasu na pisania a czasem i dostępu do internetu. Przez ostatnie dni działo się wiele. Z miejscowości Kanding pojechaliśmy do Litang położonego ponad 4000 m nad poziomem morza, 500 m wyżej niż Lhasa. Dojazd jest tu koszmarny. Wąskie drogi, pełne zakrętów i stromych przepaści. masakra. Jest to typowe miasto tybetańskie. Ludność jest tam całkiem inna. Mężczyźni ubierają czarne skórzane kurtki maja długie włosy, noszą noże i złote zęby. Miasteczko wygląda jak dziki zachód w wydaniu azjatyckim. Klimat jest tam bardzo mroźny i wieczorami i nocami było bardzo zimno. W okolicy pełno jaków, pasących się na pobliskich wzgórzach. Jaki nawet chodzą po ulicach miasta. Prawdziwy dziki zachód.
Widziałem tam wiele przeróżnych rzeczy. Jednak najbardziej szokujący był tradycyjnych pochowek tybetański (Sky Burial). Ciało człowieka przywożone jest na dane miejsce i tam jest rozkrawane na kawałki i… zjadane przez ptaki. Widok nie jest za przyjemny. Ja mogłem to tylko oglądać z daleka, bo z bliska robiło mi się niedobrze. Ale cała ta sytuacja i przelatujące nad głową ptaki to niezapomniane przeżycie. Zwiedziliśmy w tym miejscu jeszcze klasztor buddyjski, młodzi mnisi porobili sobie z nami mnóstwo zdjęć i pojechaliśmy na świętą gore buddyjska nieopodal Litang. Góra ta cala była przybrana w tradycyjne tybetańskie chorągiewkami z modlitwami. Ciężko było tam się poruszać. To miasto było prawdziwe tybetańskie, ze swoimi barwnymi ciężarówki, ogromną ilością jeepow, kobietami w tradycyjnych strojach i opisanymi wcześniej mężczyznami.
Z Litang po części ta sama droga pojechaliśmy do Tagong. Jest to mała miejscowość. Bardzo ładna ale trochę nastawiona komercyjnie pod turystów. Pierwszy raz w Chinach ludzie chcieli pieniędzy za zrobienie im zdjęcia. Spędziliśmy tam jedna noc i następnego dnia wybraliśmy się na …. jazdę konna. Choć ciężko to tak nazwać. Konie były jak nasz kucyki i jazda trwała z w sumie około 2 godzin. Za to tereny piękne. Widoki na zielone wzgórza na których pasły się jaki a w oddali strome i czasami ośnieżone szczyty. pól dnia spędziliśmy z nomadami a noc w … ich namiocie spaliśmy wraz z małymi jakami. Niezapomniane przeżycie, w 3 osoby w śpiworach na jednym wąskim łózko przykryci 2 kocami i skórą jaka bo było bardzo zimno w nocy. Male jaki śpią w namiocie z ludźmi po to aby się przyzwyczaić że w tym miejscu jest ich terytorium i dlatego później kiedy są dorosłe, mogą być swobodnie puszczone po okolicznych górach i nie uciekają bo wiedzą gdzie maja wrócić. Próbowaliśmy tam tradycyjnego sera, masła i chleba oraz tradycyjnych tybetański noodli coś jak zupa z makaronem i warzywami oraz herbatę z mlekiem jaka. Wszystko było bardzo dobre i smaczne. Po tej zimnej ale niezapomnianej nocy pojechaliśmy przez Kending do Chengdu. podroż była dość długa około 14 godzin. W Chinach odległości są ogromne. W Chengdu byliśmy późno nocą, następnego dnia, było szukanie hostelu w Pekinie, male zakupy. `Oryginalna ´ kurtka North Face za 130 zł, niby kupiona w sklepie z odzieżą górska ale jestem pewien ze podróbka mimo to wygląda bardzo ładnie i mam nadzieje ze się sprawdzi. 🙂 nowa karta do aparatu, drugi akumulator i prowiant na drogę. O 22 wyruszyliśmy w długa podroż do stolicy Chin. Miała ona trwać pierwotnie 32 godziny i mieliśmy przyjechać o 6 rano ale pociąg jechał wolno i byliśmy dopiero na 12 godzinę. 6 godzin opóźnienia. Pociąg był dość wygodny, cichutki. Spaliśmy w 6 osób w przedziale bez drzwi. Żywiliśmy się zupkami chińskimi oraz piwami 😀 Wypiliśmy 2 kartony piwa. Były nas 4 osoby. Ja Daniel, Daphne z Holandii oraz Chiristian z Niemiec. Te 38 godzin minęło dość szybko, może dlatego ze były to 2 noce i 1 dzień, a mieliśmy miejsca do spania. Podroż można zaliczyć za bardzo udana. Mam nadzieję ze reszta pociągów będzie podobna. Po przyjeździe mieliśmy male kłopoty ze znalezieniem autobusu do hostelu, ale wszystko się udało i około 13 byliśmy już na miejscu.
Dziś w Pekinie zwędziliśmy dzielnice nowych artystów. Galerie sklepy itp. dość ciekawe i rozlegle miejsce. A następnie już po zmroku dotarliśmy na tereny gdzie była rozgrywana olimpiada w zeszłym roku. Widzieliśmy pięknie oświetlone Ptasie gniazdo, główny stadion igrzysk, oraz basen, wodna kostkę. robi to naprawdę ogromne wrażenie szczególnie nocą kiedy oba budynki się świeca. Było tam pełno ludzi, puszczających latawce i spacerujących. Bardzo przyjemne miejsce mimoz ze nie był to park.
Jutro mamy zamiar zwiedzić zakazane miasto oraz Pałac letni.
Pozdrawiam Lukasz