Podczas moich wyjazdów zawsze spotykałem Polaków. Zazwyczaj były to miejsca niezwykłe i dziwne. Właściwie to mogę powiedzieć, że spotykałem Polaków tam gdzie ich nie powinno być. Wiem, że jak mam spotkać rodaka, to pewnie będzie to jakieś niebanalne i najmniej miejsce.
Rodaków spotkałem również w Xiamen podczas „Beach party”. Jest to cykliczna impreza, która ściąga obcokrajowców z całego miasta oraz okolicy. My musieliśmy pokonać 70 km z ShiShi aby na nią dotrzeć. W sumie więc, to nie powinno dziwić, że spotkałem tam Polaków. Poniekąd się tego spodziewałem, jednak liczba 11 osób (o ile nie więcej) bawiących się na jednej imprezie jest warta odnotowania. Część z tych osób jest w Chinach typowo turystycznie, w odwiedzinach rodziny, a cześć mieszka i pracuje tutaj już nawet po kilka lat. Zawsze to miło usłyszeć, polski głos na drugim końcu świata oraz napić się polskiej wódki. Można tutaj kupić „Wyborową” 0,7l za 101 juanów (okuło 50 zł).
Moja lista najbardziej niezwykłych miejsc, w których spotykałem Polaków:
1. Mongolia, w drodze na pustynię Gobi, bardzo daleko od cywilizacji. Mój numer 1. Spotkałem Polkę na noclegu w Jurcie, dosłownie pośrodku niczego. Najbliższe „miasto” było oddalone o kilkadziesiąt(set) kilometrów, a najbliższa jurta o dobrych kilkanaście. Spotkać tam kogokolwiek jest ciężko, a drugiego Polaka to już coś.
Nasze jurty – dwie dla gości, dwie dla gospodarczy, dookoła tylko stepy:
2. Indonezja – prom z wyspy Flores na Bimę. Absurdalność sytuacji jaka tu miała miejsce, powodowała, że był to silny kandydat do zajęcia pierwszego miejsca. Mianowicie spotkaliśmy Polkę, która pokracznie przegramoliła się z burty jednego promu na drugi, opowiadając przy tym niesamowite przygody, które jej się przytrafiły.
12 godzinne oczekiwanie na łaskawe odpłynięcie promu (musiał się zapełnić aby popłynąć):
3. Filipiny, wyspa Bohol. W filipińskiej dżungli, w fantastycznym miejscu – Nuts Huts- prowadzonym przez parę Belgów, spotkałem Polaka, który przejechał pół Filipin na motorze.
Domki w Nuts Huts:
Inne ciekawe miejsca, w których spotykałem Polaków (kolejność chronologiczne):
– Marszrutka z Irkucka na wyspę Olhon. Spotkałem tam 4 innych Polaków. Razem z Danielem było na 6. Stanowiliśmy połowę składu.
– Irkuck – 2 pokojowy hostel – 4 Polaków. Zrobiliśmy Polską imprezę w Syberii, po czym z 3 z nich pojechaliśmy 77 godzin do Moskwy. Nieświadomie kupiliśmy bilety na ten sam pociąg.
– La Paz – dom księży. Trzech Polaków, w tym niewidomy Paweł, pokonywało boliwijskie bezdroża na rowerze i tandemie. Niesamowici goście!
– Boliwia, Rurrenabaque. Nie chodzi tu o wujka Mariusza – misjonarza, ale o „szalonego” fotografa, który znikał w dżungli na parę tygodni i robił zdjęcia wszystkiemu co się ruszało.
– Boliwia, Tupiza – Malwina, pracująca przez rok w domu dziecka wolontariusza z polski, oraz siostra zakonna.
Polaków spotykałem jeszcze w innych miejscach jak Bangkok, Lima czy Arequipa. Ale wymienione powyżej są na pewno najbardziej niezwykłe.