Dzisiejszy wpis zaczniemy muzycznie, gdyż udamy się właśnie w podróż do … Mandalay!
Tak jak śpiewał Robbie Williams taki i nam przyszło opuścić okolice jeziora Inle i udać się do Mandalay. Podróż trwała praktycznie cały dzień a najłatwiejszym sposobem na pokonanie tego dystansu było wynajęcie samochodu z kierowcą. W drogę udaliśmy się z poznanym na trekkingu Brytyjczykiem, więc udało nam się podzielić koszty na 4 osoby a nie 3.
Nyaungshwe o poranku:
Nasz pojazd:
Ruszamy!
Może samochód nie miał klimatyzacji ale za to miał chusteczki pod sufitem:
Wąska drogą dojeżdżamy do pierwszej miejscowości na trasie:
Na postoju mijają nas niespotykane już chyba gdzie indziej pojazdy:
A zaparkowane w pobliżu busiki otoczone są przez ulicznych sprzedawców:
My wsiadamy i jedziemy dalej:
Droga zazwyczaj jest wąska, kręta i wyboista:
Po drodze mijamy w kilku miejscach roboty drogowe, które co by nie mówić wprowadzają nas w osłupienie. Mianowicie większość prac wykonuje się ręcznie – przygotowuje podłoże, rozrzuca kamienie, ubija a następnie rozlewa rozgrzany w przydrożnych beczkach asfalt. Co więcej, ogromną część tych prac wykonują kobiety. Nie udało mi się niestety dowiedzieć czy są to prace zarobkowe czy przymusowe.
Co ciekawe mimo gorąca, ciężkiej pracy to większość osób była bardzo uśmiechnięta. Jak to w Birmie!
I tym sposobem docieramy do jaskini Pindaya, ale o tym będzie kolejny wpis.