Nadszedł czas aby opuścić Mandalaj popłynąć wraz z nurtem do Bagan, jednego z najbardziej niezwykłych miejsc w Birmie. Zanim tam się tam jednak znajdziemy relacja z całodziennego rejsu.
Nad nabrzeże dotarliśmy o świcie. W porcie było też kilka innych statków i barek:
Sklepik na statku:
Zostawimy Mandalaj i płyniemy w dół Irawadi:
Strome brzegi:
Dopływamy do odwiedzanego wcześniej wzgórza Sagaing:
Z tej perspektywy również prezentuje się bardzo ładnie:
Jedne z nielicznych mostów:
Rzeka jest dość szeroka to i mosty muszą być długie:
Kapitan:
Płynąc w dół mijamy wioski:
Po dobiciu do brzegu można kupić banany:
Z racji tego, że byłą pora sucha poziom wody w rzece był już niski. Irawadi nie jest uregulowana i jak na taką rzekę przystało często zmienia nurt. W związku z tym na dziobie statku stała jedna osoba i długim kijem sprawdzała czy głębokość wody jest odpowiednia. Wszystko było ok i podróż szła sprawnie aż nie nie przywaliliśmy w coś statkiem i popsuła się jakaś część. Na kilka godzin zatrzymaliśmy się pośrodku niczego. Dopiero po pewnym czasie przypłynęła, pewnie wezwana skądś, mała łódeczka i udało się naprawić statek młotkiem i jeszcze nie wiadomo czym, uruchomić silnik i popłynąć dalej.
W takich to okolicach utknęliśmy na kilka godzin:
Zachód słońca:
Na koniec czekała nas niemiła przygoda. Po zmroku do świateł na statku (w większości przez to zgaszonych) ciągneły niesamowite ilości owadów. Praktycznie nie dało się rady zejść lub gdziekolwiek przejść:
Koniec końców mimo małych problemów udało nam się szczęśliwie dopłynąć do Bagan.