Historia lubi się powtarzać. Mieliśmy wolną niedzielę i wybraliśmy się na zwiedzanie naszego miasta – Shishi. Przeszliśmy przez centrum, targ i doszliśmy aż do nowego parku. Obok parku znajdował się tor wrotkarski. Częściowo zadaszony, częściowo nie, służył jako miejsce rozrywki dla młodych ludzi. Również postanowiliśmy spróbować. Wynajęcie rolek i możliwość korzystania z toru ile się chce kosztowała 5 juanów, (ok. 2,5 zł). Głupio nie skorzystać.
Patrząc na jeżdżących ludzi przypomniała mi się sytuacja z klubu – chłopcy za rękę z chłopcami, dziewczyny z dziewczynami. Jakieś tam pary mieszane były ale mało. Pomyślałem, że może nie będzie tak źle i ruszyłem na tor. Pierwszy raz jeździłem na wrotkach, ale nawet dawałem rade. Lekcje jazdy na łyżwach z 2 klasy podstawówki się przydały. Ku mojemu zaskoczeniu nie musiałem czekać długo, może ze 2-3 okrążenia i… dwóch Chińczyków (bynajmniej nie Chinek) wzięło mnie za ręce i jechaliśmy razem… nie miałem jak się wykręcić… hm… średnio komfortowa sytuacja… pozytywem tego było to, że tak jechało się łatwiej. Podczas naszego pobytu na torze taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Właściwie to samemu mogłem zrobić co najwyżej kilka kółek, bo potem od razu zjawiał się jakich chętny do jazdy w parze Chińczyk! Byłem bardzo popularny. Warto zauważyć, że do Pameli (a to ciekawa historia – jesteśmy z Krakowa, ba chodziliśmy równocześnie do tego samego liceum! ale poznaliśmy się dopiero na praktyce w Chinach, 8500 km. od Polski, to się nazywa zbieg okoliczności) nikt nie podjeżdżał i nie zapraszał do wspólnej jazdy! Może raz jakaś Chinka i tyle… podczas gdy je nie mogłem się odpędzić od Chińczyków. Wydawać by się mogło że to ona powinna być w centrum zainteresowania – ładna, wysoka dziewczyna, do tego z dalekiego kraju, a nie ja! Kompletnie tego nie rozumiem. Przecież to powinno być na odwrót? czyż nie tak?