W Kalew mieliśmy zostać jeden dzień – przejść się po okolicy, znaleźć treking itd. Jednak problemy z noclegiem oraz fakt, że 2 dniowy treking wyruszał rano postanowiliśmy nie zostawać i po śniadaniu wyruszyliśmy. Treking z Kalaw nad jezioro Inle to jedna z popularniejszych atrakcji w Birmie. Przeważnie trwa od 1 do 3 dni. Treking nie jest bardzo wymagający, bardziej przypomina spacer przez wioski i pola w lekko pagórkowatym terenie. Z racji wysokości (schodzi się z ok. 1300 m.n.p.m. do 880 m.n.p.m.) nawet w środku pory suchej nie jest tu aż tak gorąco jak w innych częściach Birmy. Podczas tych 2 dni idzie się polnymi ścieżkami lub bitymi drogami.
Aby jednak dotrzeć i móc podziwiać powyższe krajobrazy musieliśmy pokonać kilka kilkanaście kilometrów. W kilka osób wsiedliśmy do dużego tuk-tuka i pojechaliśmy na miejsce startu. Nie obyło się jednak bez przygód i nasz tuk-tuk zespół się po kilku kilometrach.
Gdy staliśmy na boku, mijali nas pojazdy o nie lepszym wyglądzie:
Niestety naszego tuktuka nie udało się naprawić i nasz treking zaczął się kilka kilometrów wcześniej.
Idąc, mogliśmy zobaczyć pierwsze wioski, położone w oddali:
Oraz liczne świątynie położone na górach:
Jedna z wiosek z elektrycznością:
Był w niej sklep „mięsny”. Oczywiście naszym widokiem wzbudziliśmy nie małą radość wśród mieszkańców:
Nieopodal, pracowała kobieta (na każdym kroku można było zobaczyć ciężko pracujące Birmanki)
Jeszcze jeden sklepik
A w nim nawet zupki instant z podobizną piłkarzy Manchesteru United! Jak widać zachodni świat coraz mocniej wkracza do Birmy.
Po postoju w sklepie, wyruszyliśmy na właściwy treking. Na początku mijaliśmy uśmiechnięte, jak zawsze, Birmanki.
Nie bez powodu na Birmę mówi się, że jest to Tajlandia 50 lat temu. Wciąż ogromna cześć pracy wykonuje się ręcznie:
Idziemy dalej wśród takich krajobrazów:
Mijamy wyschnięte pola ryżowe:
Oraz bawiące się lub pomagające w pracy dzieci:
Czasami ścieżka jest wąska i wydeptana:
Mijamy kolejne wioski:
Oczywiście są tam dzieciaki:
Suszy się papryka chilli:
oraz odpoczywają zwierzęta. Krowy (podobnie jak w Boliwii, maja lekkiego garba, aby móc lepiej znosić gorącą porę suchą)
Krajobraz jest suchy ale za to bardzo malowniczy:
Gdzie nie gdzie można zobaczyć kwitnące drzewo:
Panorama:
Zielone drzewa pięknie komponują się z czerwoną ziemią:
Kolejna wioska:
A my idziemy dalej:
Mija nas popularny środek lokomocji – wóz ciągnięty przez krowy (bawoły)
Mijamy szyb górniczy, który służy do wydobywania węgla:
Niekiedy trzeba przejść przez rozchwiany mostek:
Ale później znów można oglądać takie widoki:
Teren robi się bardziej górzysty:
A na drodze mamy towarzystwo:
Po czym trafiamy do ostatniego sklepiku przed noclegiem:
Tak o to (w międzyczasie mieliśmy postój na posiłek w jednym z domów) dotarliśmy do noclegu w buddyjskim klasztorze o czym będzie kolejny wpis 🙂