Kaniony na północy Tupizy zwiedzaliśmy przez 3 dni. Raz, że było w nich przepięknie a dwa, że nie spieszyło nam się do drogiej Argentyny. Jeden kanion zwiedzaliśmy z wolontariuszką z Polski, która przez rok będzie pracować w domu dziecka w Tupizie.
Kaniony znajdują się około 6 km na północ od Tupizy. Pierwszego dnia szliśmy ten dystans na nogach. Na szczęście podczas powrotów udawało nam się złapać collectvio oraz stopa… motor z przyczepką:) Na przyczepce jechała już zona kierowcy, mama, 3 dzieci ale udało nam się zmieścić. Zaoszczędziliśmy dzięki temu 4 czy 5 km marszu 🙂
Do kanionów najłatwiej idzie się torami, w przeciwieństwie do drogi idą w lini prostej. Pociągi jeżdżą niezwykle rzadko. Przez 3 dni chodzenie nie widzieliśmy żadnego.
Pierwsze pionowe skały:
Ściany miały po ok 70m, moze nawet 100.
Nie mogło zabraknąć kaktusów:
Tory i skały – bardzo ładne połączenie:
Z tego miejsca robiłem zdjęcia powyżej:
Skały na wejściu do jednego z kanionów:
Wejścia do kanionów były bardzo szerokie:
Kaktusy:
Niektóre fragmenty były dość wąskie – na szerokość człowieka, były też metrowe lub 2 m. progi do wspięcia. Po takim wąskim gardle znowu był szeroki odcinek.
W najciekawszych wąskich miejscach było zbyt ciemno i wąsko na robienie zdjęć. Ale wyglądało to mniej więcej tak, z tym że ściany miały kilkadziesiąt metrów wysokości:
Fragment gdzie trzeba było iść jak kaczuszka pod skałą, wracając znaleźliśmy ścieżkę dookoła tej skały:
Niektóre odnogi kanionów były zakończone pionową, wysoką ścianą – dalej iść się nią dało:
Drugiego dnia udało nam sie dojść do końca kanionu. Na szczycie czekały na nas niesamowite widoki na inne kaniony w dole oraz cisza. Cisza była taka, że nic ale to nic nie było słychać nawet brzęczenia owadów. Brzmiało za to w uszach, niesamowite przeżycie – nie do opisania. Nigdy czegoś takiego wcześniej nie doświadczyłem.
Niestety zdjęcia nie oddają tego miejsca:
Światło było bardzo ostre, kaniony a w oddali czerwone skały:
widok z innego miejsca:
Wyjście z kanionu:
To była ostatnia fotorelacja z Boliwii. Zachęcam do przeczytania wcześniejszych. 🙂
Pozdrawiam,
Łukasz