Wyspę Penang opisywałem już wcześniej, ale nie umieszczałem z niej żadnych zdjęć. Dziś nadrobię te zaległości 🙂 Jak opisuje Penang Lonely Planet – wyspa Penang to jedna z najciekawszych wysp w tej części Azji. Zgodzę się z tym określeniem wyspa, posiada wiele atrakcji od historycznego miasta Georgetown, świątynie buddyjski i hinduskie przez farmy motyli aż do najmniejszego na świecie parku Narodowego, w skład którego wchodzą puste plaże oraz dżungla. Ale największą atrakcją Penengu jak dla mnie nie są plaże czy zabytki ale …. jedzenie! Wyspa słynie z mieszanki kuchni Malajskiej, chińskiej i hinduskiej. Połączenie smaków z tych rożnych cześć świata powoduje, że na Penangu nie chce przestać się jeść. Dodatkowym plusem ulicznego jedzenia jest fakt, że jest ono bardzo tanie. Wystarczy tylko chodzić po straganach, wybierać i jeść, jeść, jeść:)
Oprócz licznych restauracji, wielką popularnością cieszą się uliczni sprzedawcy. Z reguły wieczorami rozstawiają swoje stragany i sprzedają potrawy aż do „wyczerpania zapasów”. Sprzedawca przyrządza zazwyczaj jedną lub dwie potrawy dzięki czemu jedzenie jest zawsze świeże i smaczne. Jeśli ktoś zapytałby mnie co najbardziej podoba mi się w Azji, to uliczne jedzenie zajmowałoby wysoką pozycję w hierarchii.
Zresztą jednym z powodów dlaczego zdecydowałem się wrócić na daleki wschód było azjatyckie jedzenie.
Cóż może być lepszego od pysznego jedzenia, przyrządzanego na twoich oczach (kuchnia.tv na żywo 😉 ) i dodatkowo w bardzo niskiej cenie? 🙂
Potrawy kupowane na ulicy nie są zwykle bardzo wyszukane – makaron z mięsem i warzywami, ryż z warzywami, smażone w głębokim oleju snaki, przeróżne ciasta i ciasteczka, no i świeżo wyciskane soki 🙂
Warunki w jakich przygotowane jest jedzenie mogą niekiedy budzić obawy, ale dzięki temu że składniki są świeże a temperatury w jakich gotuje się potrawy wysokie powoduje, że nie miałem problemów żołądkowych.
Wciągu naszego pobytu mieliśmy również dość ciekawą historię związaną z jedzeniem na ulicy. Mianowice trafiliśmy jednego dnia na rodzaj bazaru z ulicznym jedzeniem. Cała ulica była zajęta przez stragany, na których można było kupić przeróżne jedzenie – od pikantnego aż do bardzo słodkiego. Zachwycenie odkryciem „biegaliśmy” od jednego miejsca do drugiego i jedliśmy co tylko mogliśmy. Wieczorem zafascynowani tym miejscem opowiedzieliśmy o tym osobom z którymi byliśmy na wyspie. Troszkę nas wyśmiali, że jak to tak za jedzeniem gonić i co my się tak emocjonujemy. Zabraliśmy ich tam następnego dnia i… zaczęli biegać jak my poprzedniego dnia i próbować wszystkiego co się dało.
Jedzenie azjatyckie, które można znaleźć w Polsce czasami jest bardzo dobre ale niestety nie jest to to samo:)
Nocne jedzenie na ulicy Georgetown (Uliczne jedzenie – Penang):
Gorące, pyszne, tanie, co chcieć więcej?
Jedne z najlepszych noodli (makaron) jakie kiedykolwiek jadłem! no i cena 2,5zł za talerz:
Z reguły można znaleźć też rozstawione stoliki i krzesła:
Czasami jedzenie można kupić prawie przez całą noc:
A teraz troszkę dziennych zdjęć, krzesła przygotowane do rozstawienia:
Sklepy już pozamykane, więc czas na jedzenie! :
Typowa „uliczna restauracja” – kram na kółkach i plastikowy stół i krzesła:
Uliczne jedzenie – Penang Kukurydza ze straganu:
Nawet można znaleźć fastfooda na ulicy! Old Traford Burger!
Opisywany wcześniej ulicnzy market, po obywdu stronach jedzenie a w śrokdu tłum smakoszy:
Rewelacyjna samosa – danie pochodzące z Indii
Oraz sposób jej przygotowania:
Niestety ale w Polsce takiego ulicznego jedzenia nie ma – sanepid pewnie by wszystko pozamykał. A szkoda bo jedzenie to jest smaczne, świeże i tanie.
Pozdrawiam,
I zachęcam do oglądania i komentowania bloga
Łukasz