Wracamy do Azji! – ale tylko wirtualnie ;-)

Sporo osób pyta się mnie kiedy zacznę dale relacjonować mój pobyt w Azji. Jak wiecie, zakończyłem opisywanie mojej praktyki a później podróży przez Chiny ale została jeszcze Tajlandia i Birma. Przez chwilę dodawałem na stronę zdjęcia z Małopolski i Sudetów ale teraz ponownie wracamy do Azji – niestety tylko na zdjęciach. U nas zbliża się zima a tam szczyt sezonu i temperatury ponad 30 stopni. No ale cóż, przynajmniej dzięki zdjęciom wrócę tam wspomnieniami.

Zaczynamy!

Do Tajlandii przyleciałem z Kunming. Tym razem nie miałem problemów na granicy jak kiedyś. Dużo by pisać – trzeba było wówczas pokazać celnikowi równowartość 1000 zł na granicy (środki na przetrwanie w Tajlandii), a ja przylatywałem na 3 dni i nie miałem tyle w gotówce. No i o 24 w nocy nie zostałem wpuszczony do kraju…. Musiałem biegać po całym lotnisku (większym niż wszystkie nasze razem wzięte), szukając działającego bankomatu (dopiero 3 zadziałał!). Zajęło mi to bardzo dużo czasu i mój bagaż przestał już jeździć po kołowrotku… Czekała mnie kolejna bieganina po lotnisku, tym razem w poszukiwaniu bagażu. Całość zakończyła się po 2-3 godzinach o 3 w nocy.

Teraz przylatywałem wcześniej, dojechałem pociągiem do centrum i tuk-tukiem dostałem się do hostelu. Miałem tu spędzić jedna noc i rano wyjechać na wyspę Ko Chang. Hostel okazał się dużym niewypałem. Brudno, wejście przez kuchnię. Generalnie dramat w porównaniu do tego co można znaleźć obok. Za tydzień mieli przylecieć moi rodzice a ja w nim miałem zarezerwowane już miejsca. Stwierdziłem, że tu ich nie wezmę i wyruszyłem na poszukiwanie innego lokum.  Po pewnym czasie (szczyt sezonu) udało się coś znaleźć na przyszły tydzień i spokojnie mogłem pojechać rano na wyspę. Dojazd był długi i zajął mi prawie cały dzień: Autobus – prom – bus. Ale pod wieczór dotarłem już do mojego miejsca – Blue Lagoon.

Cóż mogę o nim powiedzieć, miejsce rewelacja. Drewniane domki nad szeroko i wolno płynącą rzeką (jeziorem) nie wiem dokładnie z widokiem na oddalone o 100-200 m. morze. Warunki były proste (nie żadne Sheratony i inne takie), ale czego mi było więcej trzeba niż czysty, spokojny domek, zwłaszcza, że cena byłą naprawdę niewygórowana.

Mój pokoik:

I weranda:

A tam było już morze:

Widok na domki (to te dalsze):

Nad wodą było też miejsce do relaksu:

I stoliki restauracji (jedzenie super):

Widziane nocą:

A tu stolik dla zakochanych:

Pomost prowadzący na plażę:

Pojechałoby się, nie? 😉

Komentarz do “Wracamy do Azji! – ale tylko wirtualnie ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *