Do Wuyishan dotarliśmy z samego rana. Yessine zapytał mnie czy mamy mapę i jak mamy iść odpowiedziałem mu, że nie mapy ale bez obaw bo zapamiętałem drogę z Google maps. Zresztą nie było to takie trudne, po wyjściu z dworca dookoła placu potem główną drogą kawałek aż za most, do następnego skrzyżowania. Tam należy po lewej stronie znaleźć przystanek i pojechać autobusem numer 6 (nie damy się zedrzeć taksówkarzom) itd. W sumie nasz hostel nie był pokazany na mapie, adres po wpisaniu też nic pokazywał, ale opis miejsca i analiza google maps wskazywały na jedno miejsce. Autobus kończył bieg dokładnie w centrum turystycznym a stamtąd już wiedziałem jak powinniśmy iść (tzn. miałem obraz w głowie i przeanalizowałem, jedyny most odchodzący od głównej ulicy itp.) w każdym bądź razie trafiliśmy do hostelu w nowym miejscu, po jedzie autobusem, bez mapy i adresu po chińsku! Bo zapomniałem dodać, że wydrukowany adres zostawiłem w Shishi, taka drobnostka… W ogóle to tą mapę dalej mam w głowie. Nie wiem skąd się u mnie to bierze, że tak łatwo potrafię je zapamiętać a potem odnaleźć drogę. Zresztą Mateusz, z którym przejechałem Amerykę Południową może to potwierdzić. Może pasowałoby to jakoś wykorzystać? macie może jakieś pomysły? biegi na orientację? a może coś poważniejszego?
W każdym bądź razie przywitała nas tam mgła:
Już myślałem, że przejechaliśmy tyle kilometrów i zobaczymy mgłę… Następnie mieliśmy pewne przygody z kupnem biletów, mianowicie muzułmanin wskoczył mi do autobusu bo zobaczył innych turystów i zajechaliśmy do jednego wejścia ale potem musieliśmy się wracać do centrum aby kupić bilety itd. No Daniel ani Mateusz, z którymi wcześniej podróżowałem to on nie jest… W każdym bądż razie ten powrót spowodował, że na punkt widokowy wchodziliśmy jeszcze w brzydkiej pogodzie ale gdy byliśmy już na szczycie to się wypogodziło więc wyszło nam to na dobre.
Obszar Wuyishan to generalnie góry z kanionami z jednym dużym przełomem. Pływają po nim małe tratwy i wygląda to tak:
I jeszcze widok na drugą stronę:
Tratwy:
Ale my idziemy dalej i dochodzimy do jednego z zakola rzeki, tutaj znajduje się ogromna skała, na która będziemy się wdrapywać:
W sumie to ta mgła dodawała trochę uroku:
Wuyishan to herbaciany obszar, ale o tym będzie później:
W Chinach, wszędzie ale to wszędzie są publiczne toalety. Tutaj jedna ładnie wkomponowana w góry:
Pobliski kanion:
Obok znajdowały się schody prowadzące na szczyt. Przed nimi barierki służące do kolejki… W sezonie musi być tu dużo, ale to dużo turystów:
No i idziemy:
Pierwsze widoki:
Widziany wcześniej wodospad, a obok… schody:
Jak ktoś nie widział na poprzednim zdjęciu to proszę:
No dobra ja tam byłem:
Widoczek i trasa na szczycie:
Ale my idziemy do góry:
Bo dla takich widoków warto:
Na szczycie była mała świątynia:
No i ten widok:
Pora wracać:
Ale droga długa:
No ale:
Płyną łódki:
Chiński pomysł na biznes, na górze fotografowie robią zdjęcia a odbiera się je schodząc…
Już prawie na dole, widoczek na druga stronę:
Skała na której byliśmy:
I pozostaje się pożegnać z takimi widokami:
Na koniec jeszcze jeden pawilon:
pomnik:
I mijamy już znane miejsce:
Tak oto zakończyła się pierwsza część tego dnia 🙂
Piękne zdjęcia 🙂 Szczególnie te ze szczytu. Wyobrażam sobie, jakie muszą być te widoki oglądane na żywo. Baw się dobrze i wklejaj jak najwięcej fotek! Pozdrawiam 🙂
Widzę ,że w najpiękniejsze miejsca świata zabierasz swoja ulubioną bluzę 🙂