Z Litangu pojechaliśmy do kolejnej miejscowości – Tagong. Również jest wysoko położony około 3000 m.n.p.m. Aby tam dojechać musieliśmy się wrócić około 200 km opisywaną wcześniej drogą a następnie pokonać jakieś 30 km kolejną. Kierowca mówił nam, że ta droga boczna jest bardzo ciężka. Myślałem, że znów czekają nas serpentyny i przepaście ale tego, że droga się skończy się nie spodziewałem, zwłaszcza że jej początkowy fragment był bardzo dobry:)
Boczna droga wiodła szeroką doliną rzeczną:
Tutaj także były wyłącznie tybetańskie domy:
Jak to w tym regionie, pełno było chorągiewek modlitewnych na zboczach:
I najbardziej imponująca – cała góra pokryta chorągiewkami:
Niestety sielanka się skończyła i ostatnie 7 kilometrów. nie było łatwym odcinkiem. Na początku stała przewrócona ciężarówka a pod koniec my zagrzebaliśmy się w błocie. Na szczęście za nami jechali żołnierze i pomogli nam wypchnąć busika.
Sama miejscowość Tagong była bardzo ładna – kolorowa i w miarę czysta ale ludzie byli bardzo nastawieni pod turystów. Pierwszy i jedyny raz w Chinach chcieli od nas pieniądze za zrobione im zdjęcia.
Miasto jest bardzo małe i znajduje się tam właściwie tylko plac przed świątynią i główna ulica i kilka bocznych.
Kolorowe domy:
Plac i główna świątynia w mieście:
Oryginalne gotowanie wody:
Jeszcze nie umieszczałem zdjęcia z chińskiego sklepu, więc proszę o to i sklep:
Malownicze okna naszego hostelu:
I równie malowniczo-kiczowate wnętrze pokoju, pełno było obrazów buddy i innych bożków buddyjskich. Nie podobało mi się tam zbytnio ale nocleg kosztował całe astronomiczne 9 zł 😉 więc nie ma co narzekać. Tu był najtańszy nocleg z całej podróży.
Tutaj również ludzie wyglądali jak Indianie:
Kobieta podczas modlitwy na jednej ze ścian świątyni:
Radość młodych mnichów, chyba z naszego powodu:
Dziewczynka:
I po tym krótkim spacerze po ulicach miasteczka dochodzimy do bramy miasta, za nią już drogi nie ma 😀
a żeby nie było, że w Chinach to wszystko takie piękne i czyste – to takie obrazki tam też się zdarzają:
Pozdrawiam
Łukasz