W poprzednim wpisie nie wspomniałem, że zatrzymałem się przy White Beach 🙂 Jak wskazuje nazwa plaża miała być biała i piaszczysta. I tak w rzeczywistości było 🙂 Plaża była ładna i czysta. Powoli schodziła do morza a jej szerokość zależała od pływów. Może nie była aż tak urokliwa jak to się widzi na zdjęciach z bardziej popularnych miejsc ale za to nie była tak zatłoczona. I to w szczycie sezonu! To dla tego, że wyspa Ko Chang jest dopiero pomału odkrywana przez turystów – nie leży na południu Tajlandii, jak większość znanych wysp. Na prawdę nie można narzekać. Co do turystów to dominowali tam głównie Rosjanie. Nawet w restauracjach było tez menu w języku rosyjskim!
Zostawiamy domku w Blue Lagoon i idziemy na plażę:
Tak wypływała (a jak był przypływ to wpływała) woda do jeziorka przy domkach:
W drogę! Od razu trafiamy na luksusowy hotel. A przy nim taki oto stoliczek:
Dalej robi się już bardziej swojsko i pusto:
Są też takie domki do wynajęcia, praktycznie nad plażą:
Dla porównania – plaża podczas odpływu:
I jak już zaczynał się przypływ (robiła się jeszcze węższa, mokry piasek był zalewany):
Te takie „wybrzuszenia” widoczne na zdjęciach to nie kamienie ale – wyjścia z dziur robionych przez kraby:
Kraby wytaczały takie małe kuleczki, dookoła otworu:
Na wpół schowany jegomość:
A tutaj dał się złapać cały:
Oj poleżałoby się tak teraz pod palemką: