Nadszedł nas czas na ostatni wpis o zwiedzaniu Birmy. Po kilkunastu dniach wróciliśmy do Rangun. Tutaj mieliśmy jeszcze chwilę czasu i następnego dnia z rana wylatywaliśmy do Bangkoku. Udaliśmy się na spacer, m.in. targ (a jakże), „centrum handlowe’ gdzie kupiliśmy ostatnie pamiątki oraz park. A więc w drogę:
rangun
Miasteczko-dworzec w Rangun
Dworzec autobusowy w Rangun, skąd odjeżdżają autobusy w różne części kraju zdecydowanie zasługuje na osobny wpis!
Przez przejazdem do Birmy wyczytałem, że ów dworzec to swojego rodzaju osobne miasto. Nie bardzo wiedziałem jak się do tego odnieść i jak sobie go wyobrażać. Byłem już w wielu dworcach na świecie i muszę przyznać, że czegoś takiego wcześniej nie widziałem.
Targ – kolorowy zawrót głowy
Zanim opuścimy Rangun kilka zdjęć z targu, a konkretniej damskich birmańskich „spódnic”. Tradycyjny ubiór jest nadal bardzo popularny a Birmanki lubią się ubierać kolorowo. Taki kolorowy ubiór dodatkowo podkreśla, codzienną radość mieszkańców tego azjatyckiego kraju 🙂
Lahpet – birmański przysmak
O kuchni birmańskiej przyjedzie jeszcze kiedyś napisać więcej a dziś zaczniemy od chyba najbardziej niezwykłej potrawy czyli Lahpet. Są to sfermentowane lub kiszone liście… herbaty. To danie podawane jest w formie przystawki lub sałatki.
Jak mówią Birmańczycy: Spośród wszystkich owoców najlepsze jest mango, spośród wszystkich mięs najlepsza jest wieprzowina, spośród wszystkich liści najlepszy jest lahpet.
Jezioro Kandawgyi
Drugiego dnia w Rangun udaliśmy się nad jezioro Kandawgyi. Położony w centrum miasta akwen został wybudowany za czasów brytyjskich i miał zapewniać dostawy wody dla miasta. 61 hektarowe jezioro otacza 45 h park. Na jeziorze znajduje się Karaweik – replika królewskiej barki.
Rangun – uliczne jedzenie
Wiedząc już o co chodzi z „facetami w spódnicy” możemy iść dalej ulicami Rangun. Przechadzając się azjatyckim miastem nie trudno natrafić na to co uwielbiam -uliczne jedzenie. Pisałem już o tym nie raz więc, nie będę zachwalał tego po raz kolejny. W Rangun, co muszę przyznać ze smutkiem, uliczne jedzenie było trochę rozczarowujące – nie wyglądało zbyt zachęcająco. Niestety (a może własnie dobrze, bo nieprzesiąknięty turystyką) Rangun to nie Bangkok z jego wspaniałym ulicznym jedzeniem.
Standardowa gar-kuchnia składała się z małego stoliczka, jeszcze mniejszych plastikowych krzesełek i wątpliwej czystości talerzy i sztućców. Dlatego tez na początku wstrzymaliśmy się od tego rodzaju stołowania się.
Longyi – czyli facet w spódnicy
Pisząc o Birmie nie sposób nie nawiązać do tradycyjnego stroju Birmańczyków. A jest on ciekawy i co bardzo istotne można go spotkać na każdym kroku! Jest to strój nieformalny, ubierany na co dzień. Szacuję, że tak gdzieś z połowa mężczyzn nosiła ten strój.
Shwedagon Paya
Wylądowaliśmy w Rangun! Lotnisko było bardzo nowoczesne i nawet znajdował się tam bankomat, którego się zupełnie nie spodziewaliśmy 😉 Wymieniliśmy trochę dolarów i udaliśmy się taksówką do hostelu. Nasz hostelik mieścił się w dzielnicy indyjskiej oraz bazarowej co oznaczało hm… średnie warunki, ale o tym będzie innym razem. Relację z Birmy chcę zacząć od jednego z najbardziej znanych znanych miejsc czyli Shwedagon Paya. Jest to jedno z najświętszych miejsc dla Buddystów w Birmie.