Mongolia – Dalanzadgad

Ostatnio mam mniej czasu na umieszczanie zdjęć, ale dziś powracam ze zdjęciami z Dalanzadgad. Postanowiłem opisywać zdjęcia troszkę szerzej. Miło sobie tak powspominać piękne chwile.

 Nie jest to duża miejscowość, ale jak na realia Mongolskie to prawie metropolia. Posiada nawet lotnisko, choć podejrzewam, ze na stepie można wylądować prawie wszędzie, byle by było płasko:) Miasto nie zachwyca urodą, mówiąc wprost jest brzydkie. Przedmieścia są typowe jak na te tereny czyli zagrodzone drewnianymi ogrodzeniami jurty. W niektórych ogrodach znajdują się murowane domki. W centrum miasta znajdowały się murowane bloki. W mieście nie ma wodociągów ani kanalizacji. Mieliśmy wtedy możliwość skorzystania pierwszy raz od trzech dni z prysznica. Budynek publicznego prysznica piękny nie był. W środku w kasie kupowało się bloczek/ karteczkę uprawniającą do wykąpania się. Bloczek dawało się innej pani i ona prowadziła Cię do odpowiedniego prysznica. Wbrew pozorom prysznice nie były złe! Każda osoba miała osobną zamykaną hm… kabinę, pomieszczenie. Było tam miejsce na przebranie się a dalej był prysznic. Woda ciepła, nielimitowana. Nie była to łazienka z 5 gwiazdkowego hotelu ale jak na środek pustyni i stepów rewelacja!:) Jedynym mankamentem był możne brak lustra. W każdym bądź razie po prysznicu czułem się czyściutki i pachnący:) Taka przyjemność kosztowała około 1$.
Później zrobiliśmy zakupy aby uzupełnić nasze zapasy:) Ja oczywiście nakupiłem w Ułan Bator tyle jedzenia że tutaj kupiłem wyłącznie napoje, jakieś wino, polskiego Pysia czy colę:)

Była tam możliwość skorzystania z internetu ale nie chcieliśmy. Jak się izolować od świata to na całego:)
W oddali widać góry, które będziemy podziwiać z bliższa następnego dnia.

Tak wyglądało podwórko naszych gospodarzy, w lewym górnym rogu jest toaleta – dziura w ziemi. Nie jest to zbyt komfortowe, ekologiczne pewnie też, no ale tak już tam mają:

 

Wnętrze naszej jurty. Mieliśmy tutaj prąd pierwszy raz od 3 dni, wiec ładowaliśmy wszystko co mogliśmy. Wieczorkiem oglądnęliśmy sobie nawet film. Wnętrze tej jurty nie było już takie piękne ale nie o piękno tam chodzi. Ważne, że jest łóżko i nie wieje 🙂

 

Przedmieścia Mongolia – Dalanzadgad, a właściwie całe miasto wygląda podobnie czyli tak jak na zdjęciu poniżej. W centrum były murowane budynki, ze sklepami, prysznicem czy dyskoteką.

  

Szutrowe drogi, płoty z drewna i jurty. Nie jest to ładne połączenie, ale swój urok ma.

 

Dodatkowo pełno słupów, dodatkowo wałęsało się tam trochę psów:

  

Na podwórkach porządków z reguły nie ma:

  

Niektóre jurty nie są ogrodzone a ludzie mieszają tak wprost przy ulicy. Nie są to łatwe warunki do życia. Dodatkowo klimat w tym miejscu nie jest sprzyjający – gorące lata, mroźne zimy a do tego brak opadów.

 

Punkt czerpania wody do picia. Ludzie przychodzili tam z baniakami i karnistami. Podejrzewam, że wodę czerpali z gór lub mieli jakieś bardzo głębokie studnie głębinowe, gdyż z racji „ziemnych” toalet nie wiem czy taka woda była by możliwa do spożycia.

 

Dzieci były radosne e bardzo nieśmiałe. Chowały się kiedy chciałem zrobić zdjęcie:)
Zastanawialiśmy się jakie perspektywy mogą mieć takie dzieci i jak ciężko jest wyrwać się z takiego miasta na pustyni.
 

Widok na miasto w czerni i bieli:

  

A miasteczko kończyło się z jednej strony drutem kolczastym. Nie wiem co było za nim. Jakieś zarośla. Może kiedyś była tam jakaś plantacja.

 

I jak to zwykle zachód słońca:

 

Następny dzień będzie bardzo ciekawy i urozmaicony.

Pozdrawiam, Łukasz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *